PROLOG

Stojąc na skraju Zakazanego Lasu wpatrywałem się w majaczący przede mną Hogwart. Zburzone mury mojej starej szkoły, obrośnięte mchem i zniszczone przez czas jaki upłynął, chyliły się ku upadkowi. Już z daleka wyczuwałem obecność duchów, które były teraz jedynymi mieszkańcami ruin. Od czasu zamknięcia szkoły minęło prawie sto lat.
Brnąłem przez chaszcze, by dostać się do środka. Miejsce niegdyś przepełnione magią wydawało się teraz zlepkiem kamieni, a moje oczy, mimo mojego długiego okresu pobytu w tym Czasie, wciąż nie mogły przyzwyczaić się do tego widoku.
Zatrzymałem się przed głównym wejściem do zamku. Na starym, zniszczonym kamieniu widniały napisane czerwonym kolorem słowa: „Kto ma odwagę, ten niech ucieka. Przeklęci ci, którzy nie dostrzegają znaków.” Tajemnicze zdanie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia – przekroczyłem próg w akompaniamencie szelestu liści, które poruszył nieoczekiwanie wiatr.
Drzwi skrzypnęły. Szmaragdy, rubiny, szafiry i diamenty porozsypywane na brudnej posadzce straciły swój blask. Szkło ze zbitych klepsydr utworzyło mały kopiec. Mrok, jaki panował we wnętrzu zamku przyprawiał mnie o ciarki. Przeklęte od lat miejsce nie było często odwiedzane; nikt nie okradł zamku, który niegdyś był środkiem magicznego świata.
Zacisnąłem pięści i wszedłem do Wielkiej Sali. Pusta przestrzeń zionęła chłodem, przez zbite witraże sączyło się słabe światło zachodzącego słońca. Na samym środku postawiono Czarę Ognia i to właśnie ona była obiektem mojego poszukiwania.
Zapłonęła, gdy tylko przekroczyłem próg. Sprężystym krokiem pokonałem tę odległość i wrzuciłem do Czary zwitek papieru. Moja jedyna droga powrotu do domu została zniszczona, ale miałem jeszcze szansę.
Hogwart moich lat nie wydawał się takim złym miejscem, a losy bitwy na całe szczęście można było jeszcze odwrócić. Nie byłem tym samym człowiekiem, który tu trafił i nie chciałem być.